piątek, 22 lutego 2013

Zimowe wspomnienia z Tatr

Za oknem prószy śnieg, w mieście zrobiło się biało, co niezbyt często u nas - blisko gór, a jednak na równinie - się zdarza. Ja wracam wspomnieniami do zeszłorocznych ferii zimowych, które spędziliśmy na Podhalu u znajomego górala:) w Murzasichlu. Wojtek przyjmuje "gości" czyli ceprów, ale też ma wspaniałą karczmę "Koliba" z prawdziwymi przysmakami góralskimi jak moskole, oscypki na ciepło z żurawiną, kwaśnicę, czy zupę gulaszową z zacierkami. Moskole to placki z ciasta kopytkowego pieczone na blasze, do tego rozpływające się masełko czosnkowe. Niezapomniany smak... Wieś jest przepiękna, z dużą różnicą wysokości, stąd ciągle mamy pod górę albo z góry. Piękny, drewniany, góralski kościółek. Notabene kiedyś myślałam o przeprowadzce i zatrudnieniu się w tamtejszej szkole podstawowej. Jeździłam wtedy na rajdy tatrzańskie, które swoją bazę miały właśnie w Murzasichlu.
 
Przez okno w czasie słonecznej pogody roztaczał się widok na całe Tatry, również Bielskie na Słowacji i widać było tutejsze stoki narciarskie /nie wiem czemu, ale nie przetestowaliśmy ich/.



 

Plan był taki, że głównie będziemy jeździć na nartach. Jednakże gdzieś w cichości serca liczyłam na to, że wrócę na szlaki tatrzańskich dolin, które chyba największy urok mają właśnie w zimie. Obawiałam się tylko, co na to Jarek - fan desek. Na szczęście ciekawość natury zwyciężyła i nasze ferie zamieniły się w wyprawy, których celem były tatrzańskie schroniska. Bywałam już zimą w Tatrach, jednakże nigdy do tej pory nie było tak pięknie /czytaj tak śnieżnie/. Pierwsza podziwiana przez nas trasa to Dolina Kościeliska. Czapy śnieżne na kamieniach w strumieniu, "przypudrowane" śniegiem drzewa, które otulały dolinę z obu stron. A wszystko to w tonacji czarno - białej, jakby ktoś włączył filtr i jedynie nasze kurtki były plamką kolorową na zdjęciach. Spacer doliną ma ten urok, że za każdym zakrętem coś nowego zachwyca nas. Schronisko Ornak na końcu doliny przywitało nas w słońcu, a w środku degustacja szarlotki i obowiązkowo gorąca czekolada.


 
 
 Dolina Chochołowska - niesamowity urok drewnianych chat góralskich zasypanych śniegiem, ogromne świerki, tunele śnieżne, Kominiarski Wierch i w końcu największe schronisko w Tatrach, zbudowane z kamienia. Opadłam z sił po ponad 9 km pieszej wędrówki w śniegu i nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jak wrócimy:).
 
                            

 
 
 
 
 
Schronisko na Hali Konratowej. Jedno z piękniejszych wrażeń w górach to wejście zimą do ciepłego schroniska po kilku "mroźnych", "smaganych wiatrem" godzinach. Ciepło rozchodzące się po ciele, gdy ogień huczy w kominku, na stole ciepła zupa, koniecznie szarlotka. I ten widok za oknem majestatycznych gór ukazujących się w słońcu lub w śnieżycy. Zmęczenie, które przynosi relaks. Podobnie jak wtedy, gdy po ciężkim wysiłku zdobywasz szczyt. Relaks i poczucie spełnienia. A potem trzeba wyjść ze schroniska, poczuć śnieg smagający się po twarzy i wrócić jeszcze do Kuźnic.
 

 
 
 
 
Kolejny dzień i kolejna dolina - Rybiego Potoku. Zaczyna zmieniać się pogoda, mróz dokucza, ale to zapowiedź wyżu i pięknej pogody. Rzeczywiście, gdy dochodzimy do Morskiego Oka zastanawiając się cały czas, czy uda nam się zobaczyć okalające szczyty, mgły rozchodzą się i wyłaniają Mięguszowieckie Szczyty. Niesamowite wrażenie... A potem można było już podziwiać Mnicha i Rysy. I wspomnienia, gdy kiedyś wspinałam się na ten najwyższy szczyt ze strachem, gdy na szczycie - pierwszy raz tak wysoko - ujrzałam nieziemski widok i zarazem wpadłam w szok bojąc się zejścia. Zdobywałam potem wiele innych, trudniejszych szczytów, ale na ten szlak juz nigdy nie wróciłam. Zawsze coś stawało na przeszkodzie... I wspomnienie, gdy będąc na rajdzie, nie mogłam spać w nocy po tym jak dowiedziałam się, że zabiorą mnie TOPR-owcy na Mnicha. Oczekiwanie na coś wspaniałego i rano ... deszcz i odwołanie wyprawy. Tak tez bywa w górach. Uczą pokory i wytrwałości w dążeniu do celu.
 
 


 
 
I dotarł w pełni wyż baryczny:). Na taki dzień zaplanowaliśmy wjazd kolejką na Kasprowy Wierch. Nic tylko biel skalistych gór połączona z błękitem nieba. Surowość, a zarazem piękno natury. Było tak cudnie, że odważyliśmy się schodzić pieszo do Kuźnic, dzięki czemu dane nam było podziwiać zachód słońca nad Giewontem z pozycji gór.
 




 



poniedziałek, 18 lutego 2013

W bajkowym, mglistym, zimowym lesie...

Uwielbiam zimowy las, uwielbiam mgłę:). Kolejny raz powróciliśmy w nasze ulubione miejsce. W mieście było dżdżysto, mokro. Wydawało się, że w górach będzie mało ludzi. Ale na Przełęczy Trzech Dolin przy schronisku Andrzejówka okazało się, że nie ma wolnych miejsc parkingowych. Cudnie było wybrać się na spacer wokół Waligóry lasem otulonym śnieżnym puchem i mgłami. Iść w ciszy niezmąconej wiatrem i zachwycać się co krok cudami, jakie tworzy natura. Mijaliśmy w białych, śnieżnych tunelach świerki przytłoczone ciężkimi czapami śniegu, oszronione drzewa i trawy, bezszelestnie brodziliśmy w miękkim śniegu wdychając wilgotne, świeże powietrze. Co chwilę przejeżdżał narciarz biegowy odpychając  się dłuuugimi kijkami. Mgła otulała coraz mocniej wyższe partie Gór Suchych. Nasza ławeczka na Przełęczy pod Waligórą do połowy była zasypana śniegiem. Latem siedzieliśmy na niej snując różne plany...
Powrót, narty i "szusowanie" po stoku okrytym mgłami.