Za oknem prószy śnieg, w mieście zrobiło się biało, co niezbyt często u nas - blisko gór, a jednak na równinie - się zdarza. Ja wracam wspomnieniami do zeszłorocznych ferii zimowych, które spędziliśmy na Podhalu u znajomego górala:) w Murzasichlu. Wojtek przyjmuje "gości" czyli ceprów, ale też ma wspaniałą karczmę "Koliba" z prawdziwymi przysmakami góralskimi jak moskole, oscypki na ciepło z żurawiną, kwaśnicę, czy zupę gulaszową z zacierkami. Moskole to placki z ciasta kopytkowego pieczone na blasze, do tego rozpływające się masełko czosnkowe. Niezapomniany smak... Wieś jest przepiękna, z dużą różnicą wysokości, stąd ciągle mamy pod górę albo z góry. Piękny, drewniany, góralski kościółek. Notabene kiedyś myślałam o przeprowadzce i zatrudnieniu się w tamtejszej szkole podstawowej. Jeździłam wtedy na rajdy tatrzańskie, które swoją bazę miały właśnie w Murzasichlu.
Przez okno w czasie słonecznej pogody roztaczał się widok na całe Tatry, również Bielskie na Słowacji i widać było tutejsze stoki narciarskie /nie wiem czemu, ale nie przetestowaliśmy ich/.
Plan był taki, że głównie będziemy jeździć na nartach. Jednakże gdzieś w cichości serca liczyłam na to, że wrócę na szlaki tatrzańskich dolin, które chyba największy urok mają właśnie w zimie. Obawiałam się tylko, co na to Jarek - fan desek. Na szczęście ciekawość natury zwyciężyła i nasze ferie zamieniły się w wyprawy, których celem były tatrzańskie schroniska. Bywałam już zimą w Tatrach, jednakże nigdy do tej pory nie było tak pięknie /czytaj tak śnieżnie/. Pierwsza podziwiana przez nas trasa to Dolina Kościeliska. Czapy śnieżne na kamieniach w strumieniu, "przypudrowane" śniegiem drzewa, które otulały dolinę z obu stron. A wszystko to w tonacji czarno - białej, jakby ktoś włączył filtr i jedynie nasze kurtki były plamką kolorową na zdjęciach. Spacer doliną ma ten urok, że za każdym zakrętem coś nowego zachwyca nas. Schronisko Ornak na końcu doliny przywitało nas w słońcu, a w środku degustacja szarlotki i obowiązkowo gorąca czekolada.
Dolina Chochołowska - niesamowity urok drewnianych chat góralskich zasypanych śniegiem, ogromne świerki, tunele śnieżne, Kominiarski Wierch i w końcu największe schronisko w Tatrach, zbudowane z kamienia. Opadłam z sił po ponad 9 km pieszej wędrówki w śniegu i nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jak wrócimy:).
Schronisko na Hali Konratowej. Jedno z piękniejszych wrażeń w górach to wejście zimą do ciepłego schroniska po kilku "mroźnych", "smaganych wiatrem" godzinach. Ciepło rozchodzące się po ciele, gdy ogień huczy w kominku, na stole ciepła zupa, koniecznie szarlotka. I ten widok za oknem majestatycznych gór ukazujących się w słońcu lub w śnieżycy. Zmęczenie, które przynosi relaks. Podobnie jak wtedy, gdy po ciężkim wysiłku zdobywasz szczyt. Relaks i poczucie spełnienia. A potem trzeba wyjść ze schroniska, poczuć śnieg smagający się po twarzy i wrócić jeszcze do Kuźnic.
Kolejny dzień i kolejna dolina - Rybiego Potoku. Zaczyna zmieniać się pogoda, mróz dokucza, ale to zapowiedź wyżu i pięknej pogody. Rzeczywiście, gdy dochodzimy do Morskiego Oka zastanawiając się cały czas, czy uda nam się zobaczyć okalające szczyty, mgły rozchodzą się i wyłaniają Mięguszowieckie Szczyty. Niesamowite wrażenie... A potem można było już podziwiać Mnicha i Rysy. I wspomnienia, gdy kiedyś wspinałam się na ten najwyższy szczyt ze strachem, gdy na szczycie - pierwszy raz tak wysoko - ujrzałam nieziemski widok i zarazem wpadłam w szok bojąc się zejścia. Zdobywałam potem wiele innych, trudniejszych szczytów, ale na ten szlak juz nigdy nie wróciłam. Zawsze coś stawało na przeszkodzie... I wspomnienie, gdy będąc na rajdzie, nie mogłam spać w nocy po tym jak dowiedziałam się, że zabiorą mnie TOPR-owcy na Mnicha. Oczekiwanie na coś wspaniałego i rano ... deszcz i odwołanie wyprawy. Tak tez bywa w górach. Uczą pokory i wytrwałości w dążeniu do celu.
I dotarł w pełni wyż baryczny:). Na taki dzień zaplanowaliśmy wjazd kolejką na Kasprowy Wierch. Nic tylko biel skalistych gór połączona z błękitem nieba. Surowość, a zarazem piękno natury. Było tak cudnie, że odważyliśmy się schodzić pieszo do Kuźnic, dzięki czemu dane nam było podziwiać zachód słońca nad Giewontem z pozycji gór.